Zrozumieć krzyż

Ewa Ways

publikacja 07.04.2004 08:58

Żyłam obok Krzyża. Czciłam Krzyż jako znak wiary. Jako symbol męki Chrystusa. Znaczyłam krzyżem dzieci. Nim rozpoczynałam każdy dzień, każdą podróż, każde ważniejsze zajęcie. Adorowałam Krzyż w Wielki Piątek. To wszystko prawda. Jednak żyłam obok Krzyża.

Kiedy znalazłam się pod Krzyżem?

Tego zimowego wieczoru, gdy przyszedłeś do mego domu, dźwigając ostatkiem sił swój Krzyż i pokornie wyznałeś, że już nie uniesiesz, że upadasz pod jego ciężarem. Zaskoczenie przemieniło się w troskę serdeczną, a potem w rozrzewnienie, gdy w którymś momencie powiedziałeś: „ja z tym do ciebie - jak do matki” ... Słuchając Ciebie zrozumiałam, że Krzyż jest również znakiem Solidarności: międzyludzkiej, a wcześniej solidarności Boga z nami. Zaproponowałam: daj mi Twój Krzyż! Nie mam własnego - pozwól, bym niosła razem z Tobą. Wzbraniałeś się, ale przyjąłeś moją pomoc i chyba przyjął ją Pan...

Serie utrapień, które stały się moim udziałem, były dla mnie wyraźnym tego potwierdzeniem:

- dzień po Twoim wyjeździe, w trakcie rozmowy telefonicznej nagle, bez żadnego widocznego powodu, w pół słowa straciłam przytomność. Trzask słuchawki o podłogę i po jakimś czasie ocknęłam się z rozbitym łukiem brwiowym, barkiem, szczęką. Kolejne badania niczego nie wykazały;

- narastały problemy z W., gromadziły się nade mną, gęstniały i były utrapieniem bardzo uciążliwym, bo natury duchowej i po ludzku patrząc bez nadziei na sensowne rozwiązanie;

- potem Twoja kartka, jak policzek - nie życzysz sobie, bym kogokolwiek absorbowała modlitwą za Ciebie;

- potem rok Twego milczenia... i najgorsze myśli, strachy, obawy... Ciężar Krzyża rósł, ale powtarzałam sobie: sama obiecałaś. I chociaż było mi ciężko, to jednocześnie - paradoksalnie - radośnie. Ufałam, że w Bożym rachunku coś z Twego brzemienia jest odjęte, jeśli spada na moje barki. Nauczyłam się dziękować za każdy ból i w sercu śpiewałam „Magnificat”.

Spowiednik, któremu wspomniałam o swojej intencji, zadumał się przez chwilę i powiedział: ,,- Cóż? Może Pan Bóg chce mieć takich współczesnych Cyrenejczyków?”

Popatrz na drogę krzyżową - krzyż nie jest do samotnego dźwigania. Skazańcowi towarzyszą inni: Matka, Szymon z Cyreny, dzielna Weronika, spłakane niewiasty. Na Golgocie ci najwierniejsi trwąją do ostatka.

Krzyż nigdy nie jest „cudzy”. Zawsze jest - po prostu - do wzięcia, do dźwigania razem z Chrystusem. Nie dzielmy Krzyży na „nasze” i „nie nasze”. Jeden jest Krzyż - Chrystusowy. My albo mamy w nim udział, niosąc go i naśladując Mistrza, albo nie - i wtedy sami siebie sprowadzamy do roli gapiów, albo - co gorsze - szyderców.

Czy nie jest tak, że dopiero wtedy naprawdę idę za Chrystusem, gdy Twój Krzyż staje się moim Krzyżem? Dziękuję Panu za to, że pozwolił mi dotknąć Twego Krzyża. I dziękuję Tobie - że z nim przyszedłeś, że pokonałeś lęk, wstyd, pychę, te wszystkie zahamowania, które są naszym udziałem. Że dzięki Tobie mogłam zrozumieć Krzyż.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..